czwartek, 15 stycznia 2015

1.

Z nieba znikała ciemność, a na jej miejsce pojawiała się czerwień, róż i pomarańcz, a to wszystko mieszało się z błękitem. Za niecałą godzinę nad Londynem będzie świecić słabe słońce, próbujące przebić się przez kilka pojedynczych obłoków.
Stałam w szlafroku z podkrążonymi oczami, ściskając w palcach kubek z gorącą kawą. Od dwóch tygodni niemal z boskim uwielbieniem podziwiałam londyńskie niebo o świcie, patrząc na panoramę miasta z wielkiego okna zajmującego jedną ścianę mojego pokoju. Kochałam to miasto.
Nagle usłyszałam czyjeś leniwe szuranie nogami. Odwróciłam się powoli, upijając łyk kawy. 
- Ugh, Nat – z ust dziewczyny wydobył się cichy jęk. – Znoooowu nie możesz spać? Przecież dałam ci tabletki nasenne.
Jej farbowane, rude włosy sięgające łopatek były niemożliwie potargane, przypominając typową fryzurę „po seksie”.  Ubrana była w wielką, niebieską koszulkę.
- To przez te dzikie wrzaski dochodzące z twojej sypialni – obdarzyłam ją szerokim, zadziornym uśmiechem. – A tak na serio, przecież wiesz, że lubię sobie tak o świcie postać przy oknie – powiedziałam to tak, jakby było to zupełnie normalne. A potem dodałam: -  Idź dalej spać.
Pokręciła gwałtownie głową.
- Oliver też już wstał do pracy, już mi się nie chce – westchnęła ciężko. – Idę wziąć prysznic, zrobisz mi kawę, wampirze?
- Jasne.
Poszłam za dziewczyną, z tym że ona weszła do sypialni obok, a ja poszłam do pomieszczenia kawałek dalej, do kuchni. Postawiłam czajnik z wodą na płytę ceramiczną, po czym przekręciłam małe pokrętło. Otworzyłam lodówkę i wyjęłam z niej płatki oraz mleko.
Parujący kubek kawy czekał już na moją przyjaciółkę, podczas gdy ja siedziałam przy drewnianym stole i jadłam płatki, jednocześnie przeglądając Internet w komórce.
- Hej, Nat – do kuchni wszedł Oliver. – O, kawa – bez wahania wypił pół kubka gorącego napoju przygotowanego nie dla niego. Był wysokim, dobrze zbudowanym brunetem z kilkudniowym zarostem.
- Kurcze, to było dla Lily – popatrzyłam na niego z niepokojem. – Mogłam pomyśleć i tobie też zrobić. Ona cię zabije – uśmiechnęłam się szeroko.
- Mogłaś, mogłaś – zaśmiał się. – Hm, chyba że nie zdąży – „puścił” mi zawadiacko oczko. – Lecę, do zobaczenia!
- Pa! – odkrzyknęłam, bo wyszedł z kuchni tak szybko, jak do niej wszedł. Wróciłam do wcześniejszego zajęcia, ale nie na długo, bo chwilę potem pojawiła się Lily z naburmuszoną miną.
- Cholera, a ja to co? Mi nie mogłaś zrobić śniadania? – rozejrzała się po pomieszczeniu. Zauważyła w końcu kubek stojący na blacie i przytknęła go do ust. Zmarszczyła nos, patrząc na jego zawartość – Widzę, że oszczędzasz na wodzie.
- Twój ukochany się do niej przyssał – wzruszyłam ramionami. 
Lily westchnęła ciężko i usiadła obok mnie. Przyglądała mi się dłuższą chwilę, a ja udawałam, że wcale mi to nie przeszkadzało. Ale ona nie odpuszczała i czułam na sobie jej natarczywe spojrzenie.
- Przestań się gapić – mruknęłam. – Mogę zjeść spokojnie? – zgromiła mnie wzrokiem, gdy w końcu na nią popatrzyłam. – No o co ci chodzi? – spytałam, unosząc brwi. – Nie oddam ci mojego jedzenia – powiedziałam żartobliwie.
- Dziewczyno, zrób coś ze sobą.
- Hę?
- Nie zrozum mnie źle, dobra? – starannie dobierała słowa. – Po prostu odkąd jesteś tutaj z nami, to… hm. Nie byłaś nigdy taka spokojna. Pamiętam cię inną. Jesteś teraz taka cicha. Taka…
- Nudna? – zapytałam z kpiną.
- O, właśnie – przytaknęła. – Wiem jak cholernie załamało cię to zerwanie, ta zdrada. Wiem i rozumiem, ale  jesteś silną babką, Natalie. I powinnaś znaleźć sobie jakiegoś nowego faceta, odżyć powinnaś.
- Nie codziennie dowiadujesz się, że twój chłopak zdradzał cię od kilku miesięcy, a rodzice się rozwodzą – odparłam. Byłam już nieźle zirytowana i wkurzona.
Lily pogłaskała mnie po ramieniu.
- Samo życie, nie? Moi rodzice przecież też się kiedyś rozwiedli, matka się mnie wyrzekła. I co z tego? – prychnęła. – Nie poddałam się. Dostajesz kopniaka w dupę, ale wstajesz i idziesz dalej, proste.
- Cóż za głębokie stwierdzenie – uśmiechnęłam się drwiąco. – Rozumiem, że to złota myśl na dzisiaj dla mnie?
- Och, zamknij się – przewróciła teatralnie oczami. – Skoczysz do piekarni po bułki?

Z ciasno związanym kucykiem na głowie, w czarnej bokserce, luźnych spodenkach i w air-maxach biegłam przez park, korzystając z faktu, że przed południem nie było jeszcze okropnego skwaru. Lubiłam biegać i starałam się robić to przynajmniej trzy razy w tygodniu. Dzięki temu wyłączałam wszystkie nieprzyjemne myśli i chociaż na chwilę zapominałam o problemach. W słuchawkach wetkniętych do uszu grała mi playlista ustawiona w komórce z  moimi ulubionymi piosenkami.
- Everybody wanna steal my giiirl… - mamrotałam pod nosem coś, co miało brzmieć jak cichy śpiew, ale brzmiało raczej jak niezrozumiały bełkot.
Weszłam do piekarni i kupiłam te bułki, o które prosiła mnie Lily. Biegnąc z powrotem do domu, próbowałam się skupić na tym, co powiedziała mi wcześniej. Może rzeczywiście straciłam zapał i chęć do życia, zgubiłam gdzieś tę energię, która dawniej bezustannie ze mnie wypływała i zarażała innych. Ale myśląc o tym, mimowolnie przypominało mi się jedno pieprzone zdarzenie.
To miała być nasza pierwsza rocznica. Mimo iż przez cały dzień Alex nie zadzwonił ani nie wysłał żadnej wiadomości, miałam nadzieję, że pamiętał o tej dacie. W planach miałam wspólną kolację i spędzenie miłego wieczoru. Ponieważ od jakiegoś czasu między nami nie układało się najlepiej, chciałam jakoś to naprawić. Ubrana w najlepszą kieckę, jaka wisiała w mojej szafie, sandałki i ze starannie zrobionym makijażem, postanowiłam pójść do niego i zrobić mu niespodziankę. Zapukałam do drzwi, ale nikt nie otwierał. Pomyślałam, że być może ucinał sobie drzemkę, jak to zwykle robił, kiedy był wyjątkowo zmęczony po pracy. A przynajmniej tak mi się tłumaczył, kiedy nie odbierał telefonów… Nacisnęłam na klamkę – drzwi były otwarte – zatem weszłam do środka.
- Alex? – rozglądałam się dookoła. – Alex, gdzie jesteś?
Ale odpowiadała mi tylko głucha cisza. Poszłam w stronę jego pokoju i wtedy usłyszałam te obrzydliwe dźwięki. Jakaś dziwka jęczała jego imię, a on kazał jej robić to głośniej. Oboje sapali.
Otworzyłam z impetem drzwi. To co zobaczyłam niemal zwaliło mnie z nóg. Mój chłopak, mój ukochany, który przyrzekał mi miłość na zawsze, w dniu pierwszej rocznicy uprawiał dziki seks z jakąś panienką. Dopiero po kilku sekundach oboje mnie  zauważyli. Dziewczyna pisnęła i naciągnęła na siebie kołdrę, natomiast Alex zerwał się gwałtownie z łóżka, zasłaniając rękami swoje przyrodzenie. Podeszłam do niego i z całej siły uderzyłam w twarz, kopnęłam go w goleń i wrzeszczałam.
- Ty dupku! Jak możesz!
Sądziłam, że się rozpłaczę, ale wystarczyło, bym usłyszała jego głos, a jedyne co czułam to narastający gniew, furię, instynkt mordercy. W tamtym momencie dotarło do mnie, że wcale go nie kochałam, że to było jedynie cholerne przywiązanie, ale fakt, że mnie oszukał, działał na mnie jak płachta na byka. Zwykle spokojna i łagodna, zamieniłam się w potwora. 
- Natalie, kochanie. Myślałaś, że ile będę czekał? – wyglądał żałośnie. – Ty nie chciałaś jeszcze, a ja… - zaciął się. -  Natalie, wyjaśnię ci, ja… kochanie… - dukał, masując miejsce na nodze, gdzie go przed chwilą kopnęłam.
- Zamknij się, dziwkarzu – warknęłam. Zauważyłam, że naga dziewczyna owinięta kołdrą próbowała wymknąć się z sypialni.- A ty dokąd? – zasyczałam. Patrzyła na mnie spłoszonym wzrokiem. Podeszłam do niej i pociągnęłam za jasne, długie włosy, tak by się zgięła, a potem zadałam jej kilka ciosów w brzuch. Byłam wściekła, zraniona, zdradzona.
Wybiegłam stamtąd.
Nabrałam powietrza do płuc i powoli je z nich wypuściłam. Kilka dni po tym zdarzeniu, mama oświadczyła, że bierze z tatą rozwód, gdyż miała dosyć ciągłych kłótni, kłamstw i bezpodstawnych oskarżeń, które trwały stosunkowo za długo.
Wtedy zadzwoniłam do przyjaciółki, która kilka miesięcy wcześniej poznała Olivera i wyjechała z nim do stolicy. Z miejsca zaoferowała pomoc, kazała przyjeżdżać jak najszybciej i niczym się nie martwić.
Póki co minęły dwa tygodnie, odkąd odpoczywałam psychicznie w nowym miejscu, z dala od tamtego syfu. Lily nakłaniała mnie do poszukania sobie jakiegoś interesującego mężczyzny. Nie raz wyciągała mnie do klubu, ale nie chciałam. Chociaż nie kochałam Alexa, to póki co nie byłam w stanie zaufać żadnemu innemu facetowi.
W słuchawkach włączyła się kolejna piosenka, „Ready to run” – jedna z moich ulubionych. Tradycyjnie, za każdym razem, kiedy przechodziłam obok parku, spoglądałam w stronę, gdzie przy ulicy stał niewielki billboard z reklamą światowego zespołu, zapowiadającą jego koncert w najbliższą sobotę. Zazwyczaj wzdychałam ciężko, żałując że nie miałam wystarczającej sumy pieniędzy na wejściówkę, a nawet gdybym miała, to pewnie wszystkie zostały już wyprzedane. Byłaby to miła odskocznia i dobra zabawa. Ale nie tym razem.   
Wróciwszy do mieszkania, poszłam od razu do łazienki, zdjęłam z siebie spocone ubrania i weszłam do kabiny prysznicowej. Chłodna woda spływała po moim ciele, a ja z przyjemnością jej na to pozwalałam.
- Cooo na obiad!? – zapytałam, schodząc odświeżona na dół, do kuchni. Lily miała obok siebie na blacie laptopa z włączonym filmikiem, na którym jakiś koleś pichcił coś do jedzenia. Dziewczyna zerkała na jego poczynania i starała się kopiować jego ruchy, co jakiś czas zatrzymując filmik, by móc spokojnie nadążyć.
- Sushi! – krzyknęła, wytrzeszczając zabawnie oczy.
- Mhm, egzotycznie – uśmiechnęłam się lekko. – Dzięki Ci Boże, że Lil nasza kochana odnalazła swoje powołanie, a jest nim gotowanie – spojrzałam w górę i złożyłam dłonie jak do modlitwy.
- Inaczej byś głodowała – zaśmiała się, nie odrywając się od swojego zajęcia. – Hej, tak sobie pomyślałam, bo jutro jest sobota, Oliver ma wolne w niedzielę – wypaliła niespodziewanie. Usiadłam na stole i dyndałam nogami w powietrzu, słuchając. – Może wyskoczymy w trójkę gdzieś do klubu?
- Okej, wyskoczcie we dwójkę gdzieś do klubu – pokiwałam ochoczo głową.
- Sądziłam, że przemyślałaś naszą poranną rozmowę i że coś do tej pustej główki dotarło – podparła się rękami po bokach i popatrzyła na mnie z grymasem. Przewróciłam teatralnie oczami. – Dawno się nie upijałaś. Zaszalej, Nat.
Naprawdę, naprawdę nie miałam ochoty nigdzie wychodzić. Jednak uporczywe namowy przyjaciółki zaczynały mnie okropnie męczyć. Postanowiłam więc zrobić jej tę przyjemność i wyjść.
- Dobra, ale tylko ten jeden raz. I robię to dla ciebie, ty ruda mendo – odparłam, na co dziewczyna mocno mnie uściskała.

Stałam przed swoją szafą, wyrzucając z niej różne ciuchy. Nie miałam pojęcia, w co się ubrać. Gdyby to ode mnie zależało, wcisnęłabym się w jakiekolwiek dżinsy, założyła koszulkę, trampki i tyle. Ale Lily uparła się, że skoro miała to być moja pierwsza impreza od naprawdę długiego czasu, to musiałam wyglądać „przyzwoicie”.
- Masz, załóż to – weszła do mojego pokoju i rzuciła we mnie jasnoniebieskimi dżinsami i białą, gdzieniegdzie koronkową bluzką z rękawem do łokci i dekoltem wyciętym w łódkę. – Wiem, że nie zmuszę cię do sukienki – westchnęła ze zrezygnowaniem.
- To dobrze, że wiesz.
Musiałam przyznać, że w tych niesamowicie obcisłych dżinsach mój tyłek wyglądał naprawdę dobrze, a zgrabne nogi wyglądały na jeszcze zgrabniejsze. Koszulka także ściśle przylegała do mojego ciała. Do tego czarne, skórzane botki, trochę pudru na twarzy i tuszu na rzęsach, a brązowe, długie włosy tradycyjnie były wyprostowane. Przyjrzałam się swojemu lustrzanemu odbiciu – duże, niebieskie oczy wydawały się przygaszone, smutne.
Lily założyła czarną sukienkę sięgającą ledwie za uda, znacznie uwydatniając biust. Wyglądała szałowo.
- Nie podoba mi się twój strój – mamrotał nadąsany Oliver. – Wszyscy faceci będą się na twój widok ślinić.
Dziewczyna zachichotała, cmokając go w policzek.
- Przesadzasz.
- To Natalie powinna tak wyglądać, w końcu ona szuka faceta, nie ty.
- Nie szukam faceta – odpowiedziałam, zirytowana po raz kolejny tego dnia. – Nie wiem, kto ci naopowiadał takich bzdur, Oliver.
Jechaliśmy taksówką. Para zakochańców zajmowała tylne siedzenie, ja siedziałam obok kierowcy.
- Nat jak zwykle protestuje – stwierdziła rzeczowym tonem Lily. – Ale zobaczysz, upiję ją i wepchnę w ramiona jakiegoś przystojniaka, jeszcze będzie mi za to wdzięczna.
Przewróciłam oczami.
- Lil, błagam.
Poszłyśmy do klubu Euphoria, jednego z większych w Londynie. Po wypiciu jednego drinka, pochłonęłam kilka następnych, czując się lekko i przyjemnie. Siedziałam przy barze, już dawno gubiąc z oczu przyjaciół, którzy poszli na parkiet. Odrobinę znudzona, uśmiechałam się lekko, a muzyka głośno dudniła mi w uszach. Zamówiłam jeszcze jednego drinka. Jak szaleć, to szaleć.
- Hej, piękna. Może drinka? Ja stawiam.
Spojrzałam w bok. Obok mnie niespodziewanie usiadł jakiś wysoki, umięśniony brunet z delikatnie kręconymi włosami do ramion. Uśmiechał się zawadiacko, chyba już podpity, tak jakby czekając na moje przyzwolenie.
- Uhm, to mój ostatni – wskazałam na swojego drinka, po czym przytknęłam szklankę do ust. Wolałam go spławić. Mimo przyćmionego alkoholem zdrowego rozsądku, nadal potrafiłam w miarę myśleć.
Chłopak zrobił smutną minę zbitego szczeniaczka. Przyjrzałam mu się uważniej. Byłam pewna, że gdzieś już go widziałam. Jego twarz wydawała się podejrzanie znajoma. Wolałam jednak to przemilczeć.
- No, stary. Tu jesteś – nagle ktoś podszedł do nas i klepnął chłopaka w ramię, tak że ten wykrzywił usta. – Zamawiaj to piwo i chodźmy usiąść.
- Em, nie widzisz, że jestem zajęty? – nadal siedział bokiem odwróconym do mnie. Zerknęłam na tego, który przyszedł. Właśnie zawiesił na mnie wzrok na kilka sekund.
- Myślę, że ta pani ma cię gdzieś – zaśmiał się po chwili. – Przepraszam za niego, jeśli jest nachalny, zdążył już dosyć wypić – chłopak stanął między mną a brunetem i odrobinę się pochylił.
- W porządku – uśmiechnęłam się. – Nie jest chyba aż tak źle.
Blondyn również wydał mi się znajomy. Jego niebieskie oczy błyszczały zdrowo, a z pełnych ust nie schodził uroczy i jednocześnie seksowny uśmiech.
- W takim razie, może zamiast siedzieć tutaj Harry, zaprosisz nową znajomą do tańca? – zwrócił się do mojego pierwszego rozmówcy.
- Nie, ja… będę się już zbierać – wzruszyłam przepraszająco ramionami. Kiedy zeskoczyłam z wysokiego krzesełka barowego, poczułam jak oboje mierzyli mnie wzrokiem.
- Fajny tyłek – uśmiechnął się ten, który został nazwany Harry’ym.
Chwileczkę…
Nie. To niemożliwe, bym miała takie cholerne szczęście.
W porę otrząsnęłam się z szoku. Postanowiłam zrzucić całą winę na alkohol. Za dużo wypiłam i zaczynałam już mylić ludzi.  Uśmiechnęłam się ostatni raz do chłopaków i skierowałam się w kierunku wyjścia. Zdecydowałam, że lepiej będzie, jeśli odetchnę świeżym powietrzem. W środku było stosunkowo zbyt duszno.
Wtem poczułam wibracje w kieszeni dżinsów. To moja komórka. Dzwoniła Lily.
- Gdzie ty jesteś!? – wydarła się. Ledwo ją słyszałam, bo zagłuszała ją głośna muzyka.
- W toalecie, a co? – skłamałam.
- Na pewno wszystko dobrze?
- Taa.
- Okej. Albo się znajdziemy, albo potem zdzwonimy. My poszliśmy usiąść, potem idziemy dalej tańczyć.
- Dobra, poszukam was.
Po kilku minutach przebywania na świeżym powietrzu, w końcu wróciłam do środka. Byłam odzwyczajona od imprez i do tej pory czułam się trochę zagubiona. Podeszłam do baru, zamówiłam jeszcze dwa drinki i oba wypiłam do dna. Zakręciło mi się przyjemnie w głowie. Kierowana jakimś impulsem, poszłam na parkiet. Tańczyłam, nie przejmując się niczym ani nikim.
Nagle poczułam na plecach czyjąś dłoń. Nim zdążyłam zareagować, otaczały mnie silne męskie ramiona.
- Ach, to ty – popatrzyłam na blondyna. Stale się poruszaliśmy.
- Mogę się przyłączyć? – wyszczerzył zęby.
- Już to zrobiłeś – odparłam, rozbawiona.
Tańczyliśmy razem, a ja musiałam przyznać, że już dawno nie bawiłam się tak dobrze. Z ust chłopaka ani na moment nie schodził zadziorny uśmieszek. Kiedy zbliżył twarz bliżej niżby wypadało, natychmiast w głowie zapaliła mi się „czerwona lampka”. Odsunęłam się od niego, mimo iż pewnie niejednej dziewczynie byłoby ciężko się oprzeć.
Pokręciłam lekko głową, dając mu do zrozumienia, że nic z tego, na co on uniósł pytająco jedną brew. Wtem znikąd pojawił się Harry.
- Ejejeje, tą ja dzisiaj zaliczam – wybełkotał.
- Stary, zamknij się – odparł mu z lekkim przerażeniem blondyn. A potem spojrzał na mnie. – Wybacz za niego, emm…
- Zaliczam? – patrzyłam na nich pytająco. – To są chyba jakieś jaja. Sorry koledzy, źle trafiliście – prychnęłam i zwyczajnie ich olałam.
Wydawali się naprawdę mili i nie sądziłam, że chodziło im tylko o jedno. Niestety pijany Harry się wygadał i tej nocy na pewno nie będę ani jego, ani niczyją zdobyczą. Oprócz złości, zrobiło mi się przykro. Jeśli brałam ich za tych sławnych kolesi, to zepsuli sobie u mnie opinię do końca życia. Z drugiej strony… musiałam być naprawdę fajną laską, skoro zwrócili na mnie uwagę.
Zaśmiałam się z kpiną z samej siebie, kręcąc przy tym głową.